W sierpniu 2019 roku GUS podał bardzo optymistyczne dane dotyczące poziomu bezrobocia zarejestrowanego w Polsce, które na koniec lipca 2019 roku wynosiło zaledwie 5,2%. Jest to wynik bliski idealnemu bezrobociu strukturalnemu (ok 4%). Zatem poziom procentowy osób będących w wieku produkcyjnym, które pracują, jest bardzo wysoki. Należałoby się więc z tego cieszyć. Jednak cieniem takich statystyk jest trudna sytuacja urzędów pracy, które mają mnóstwo ofert pracy, ale chętnych do niej coraz mniej.

Sezon letni zawsze powoduje odpływ osób zarejestrowanych jako bezrobotne z urzędów pracy. Jest to spowodowane podejmowaniem przez te osoby pracy dorywczej, sezonowej. Taki trend obserwowany jest od kilkunastu lat. Wówczas statystyki urzędowe napawają optymizmem, albowiem liczba osób zarejestrowanych, poszukujących pracy jest mniejsza. W poprzednich latach procent takich osób spadał nawet poniżej 10%, co w kontekście średniej wynoszącej ok 17 – 19% było wynikiem bardzo zadowalającym.

Wzrost liczby osób, które są wyrejestrowywane z urzędów pracy, ponieważ znalazły zatrudnienie, może wynikać także z faktu, iż polska gospodarka odnotowuje wzrost. Pracodawcy szukają pracowników, albowiem produkcja i usługi mocno „wystrzeliły” w górę. Zapotrzebowanie na pracowników, zwłaszcza sezonowych, jest dosyć duże, co powoduje szybkie zatrudnianie czy znajdowanie pracy. Kłopot urzędów pracy polega na tym, że niedługo mogą nie mieć już kogo aktywizować zawodowo. Bezrobocie bowiem osiąga powoli poziom bezrobocia strukturalnego, co oznacza, że bez pracy są tylko ci, którzy tego chcą. A takich klientów bardzo trudno jest zaktywizować.

Nieoficjalnie urzędnicy przyznają, że wywierane są na nich naciski polegające na jak największym aktywizowaniu osób bezrobotnych, a kiedy tylko zaistnieją przesłanki (jakiekolwiek) do wykreślenia ich z rejestru osób bezrobotnych, urzędnicy mają tak robić. Jest to powiązane z polityką rządu, który kreuje się na efektywny zespół fachowców. Zapomina się tylko, że takie postępowanie nie rozwiązuje problemu, a jedynie wypycha osoby bezrobotne z systemu pomocowego, pozbawia się je ubezpieczenia i pewnych przywilejów, które czerpią osoby bezrobotne. Jednak w statystykach wszystko wygląda bardzo ładnie.

Nikt o tym nie mówi głośno, ale urzędnicy boją się jeszcze jednej rzeczy – zwolnień. W obliczu bardzo małej liczby klientów, zatrudnienie ponad trzech tysięcy urzędników zajmujących się aktywizacją bezrobotnych może wydawać się bezzasadne. W kontekście bardzo hojnie rozdawanych pieniędzy przez rząd, może okazać się, że ich zabraknie i konieczne będzie poszukanie oszczędności. Urzędy pracy, które nie będą miały klientów, a więc nie będą prezentować odpowiednich wyników, mogą znaleźć się na celowniku ministrów, którzy upatrywać mogą tu wielkie oszczędności.